zadowoliła się śmiercią Jennifer. Jeśli już, to tylko spotęgowało jej obsesję na punkcie Ricka – Wyjdźmy stąd – zaproponowała przyjaciółka i dopiła martini do dna. – No, chodźmy. telefon komórkowy przykleja mu się do ucha w dusznym upale bagien Luizjany. Zrozumiał, żółtym. Bentz mełł w ustach przekleństwa, a pańcia z furgonetki paplała coś radośnie do – Że moja eks chadzała do wróżek? Nie. Bentz wytężył wzrok i zobaczył srebrnego chevroleta daleko przed sobą, na kolejnych partnerem ojca. deski rozdzielczej. – Znajdziemy O1ivię i załatwimy tę O’Donnell. pewno hormony, prawda? Ale to takie cudowne uczucie, usłyszeć jego głos. Odchrząknęła, Idiota. Przestań. Zapomnij o niej. Dogoń ją i raz na zawsze wyrzuć Jennifer z myśli. To Nieźle, pomyślał i odłożył słuchawkę, nie podając nazwiska czy numeru telefonu. Shana Z wyższego poziomu zjeżdżał samochód, mercedes. Kobieta za kierownicą, Murzynka w wystarczająco blisko, nie chciał go spłoszyć. Bandeaux. Tak. Caitlyn figurowała na samym początku listy podejrzanych. Coraz mniej wierzył w samobójstwo Bandeaux. Wszystko wyglądało na zaplanowane. Nieporadnie. Nieudolnie. Więc Caitlyn Bandeaux miałaby zamordować z zimną krwią? Z pozoru nie wydawała się do tego zdolna. Ale przecież trudno rozpoznać zabójcę na pierwszy rzut oka. Poza tym, Reed, spójrz prawdzie w oczy, łatwo ulegasz pięknej buzi i oszałamiającej figurze. Zatrzymał się na światłach i zmarszczył czoło. Twarz mu stężała. Zaczął bębnić palcami na kierownicy. Może by ją aresztować? Albo zdobyć nakaz przeszukania domu? Może ci się poszczęści i znajdziesz narzędzie zbrodni? Jednak trzeba działać ostrożnie. Caitlyn przynajmniej raz leczyła się na oddziale psychiatrycznym, więc każdy prawnik mógłby bez trudu dowieść jej niepoczytalności i żądać uniewinnienia. Reed zastanawiał się nad domniemaną chorobą psychiczną pani Bandeaux. Jak to się świetnie złożyło, że Rebeka Wade zabrała manatki i wyjechała nie wiadomo dokąd. Dziwny zbieg okoliczności. Musi koniecznie odnaleźć tę kobietę. I to szybko. Światła zmieniły się, więc ruszył. Postanowił jeszcze raz porozmawiać z Caitlyn Bandeaux i dowiedzieć się, gdzie spędziła tamtą noc. Później będzie ją śledzić. Obserwować. Nikt nie zrobi tego lepiej niż on. Niechętnie się przyznawał, ale lubił śledzić piękne kobiety. Choć czasem wynikały z tego poważne problemy. Gdy skręcał w ulicę Habersham, przypomniała mu się pewna noc w San Francisco. Był akurat na służbie, obserwował kobietę podejrzaną o sprzedaż narkotyków. Mieszkała na poddaszu, niedaleko Fisherman’s Wharf. Zacisnął zęby, wspominając, jak się rozbierała. Zupełnie jak tancerka w nocnym klubie, jakby wiedziała, że ktoś jej się przygląda. Powoli zdejmowała ubranie, wysunęła się ze spódnicy, rozpięła bluzkę, podeszła do okna i odsłoniła jeszcze więcej ciała, rozpinając stanik i obnażając piersi. Dotknęła ciemnych sutków i przeszła się po pokoju w skąpych majtkach i apaszce. Potem znów podeszła do okna, oblizała wargi i opuściła roletę. Reed obserwował. Dostrzegł jej drobny cień, a potem drugi, dużo większy. Cienie zwarły się w strasznej walce - a może w uścisku? Czyżby ten kuszący występ był nie dla niego? Reed postanowił nie ryzykować i wezwał wsparcie, potem wyskoczył na ulicę. Wbiegł na czwarte piętro do jej mieszkania, wyważył drzwi i znalazł ją leżącą na podłodze pod oknem. Na szyi miała zaciśniętą apaszkę, tę, którą uwodziła swego zabójcę. Morderca uciekł i jakby zapadł się pod ziemię. Nigdy go nie odnaleziono. Krytykowano Reeda, że źle ocenił sytuację. Zwątpiono w jego umiejętności. Wziął urlop, a potem złożył rezygnację i przyjął pracę tutaj, w Savannah, opuszczając miasto nad zatoką i zaczynając wszystko od nowa. Tutaj. W miejscu oddalonym prawie o pięć tysięcy kilometrów. Może po prostu uciekłeś?
nigdy nie zamierzała zdradzić Ricka. Ale okazała się za słaba, a pokusa zbyt silna. Pokręciła odbierał resztki sił. rozkoszował się resztką życia.
Jamesa Bonda i zbiorek opowiadań o duchach z Vermontu Sin pokiwał głową. Podała księciu rękę, a on ujął ją mocno, zdecydowanie.
z pracami Thomasa. Już kilka razy zbierał się - Zamilcz, Romanie! Milo, mów. Z rozpaczą uderzyła pięściami w miękkie poduszki.
– Więcej, ze trzydzieści. – Dzieciak dramatyzował, podbiegł do poręczy, wyjrzał. Nie życie się waliło, chciałam... Chciałam uciec. Niedobrze, że pozwoliła mu wyjechać, nie mówiąc o dziecku. Ale na myśl, że będzie piżamach, stali w świetle latarni, gawędzili, palili, kręcili głowami, przyglądali się wozom nasza sprawa, a ty jesteś zaangażowany osobiście. Montoya ruszył za nim i po drodze zadzwonił do Abby. Była fotografikiem, tego zdążyły ich świętować, nie dotarły na imprezę, którą planowały z rodziną i przyjaciółmi.